Świnoujście z lotu ptaka. Wyraźnie widoczne nitki falochronu Gazoportu u góry zdjęcia. Fot. Krzysztof Rybicki
Świnoujście z lotu ptaka. Wyraźnie widoczne nitki falochronu Gazoportu u góry zdjęcia. Fot. Krzysztof Rybicki
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
501
BLOG

Pocztówki ze Świnoujścia [3]: Pewien mały zgrzyt

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Nie jestem politykiem, nie jestem geopolitykiem i to, co tu napiszę bazuje wyłącznie ma moich odczuciach, przeczuciach i wrażeniach po wędrówkach po świnoujskich ulicach i zakamarkach. A mówią mi one tak: coś mi się wydaje, że Niemcy do dziś nie mogą przeboleć utraty Swinemünde na rzecz Polski i tego, że cała wyspa Uznam, … yyy …., Usedom nie należy do Niemiec. Pewnie strasznie ich kole słup graniczny oddzielający polski Uznam od niemieckiego Usedom.

Piszę to nie kierując się tym razem żadnym antyniemieckim uprzedzeniem, doceniam w dużej części niemieckiego narodu propolskie nastawienie, ale czuje, że gdyby mogli oni cofnąć czas do 1945 r. zrobiliby pewnie dużo, by tę część wyspy Uznam zatrzymać sobie.

Decyzję o przyznaniu Świnoujścia Polsce przypisuje się Józefowi Stalinowi, który uznał, że lepiej będzie, gdy kontrolę nad ujściem Odry i Świny będzie miała „bratnia Polska ludowa”, niż „bratnie demokratyczne Niemcy”. Polakom miał wierzyć bardziej.

Ceną „polskiego Świnoujścia” było zajęcie przez Sowietów jakieś ¼ przestrzeni miasta: latarni morskiej, wszystkich fortów, znacznej części świnoujskiego portu i ogromu części dzielnicy mieszkaniowej położonej wzdłuż ulicy Wojska Polskiego, biegnącej z centrum miasta do granicy. „Naturalnym” wówczas widokiem na ulicach miasta byli radzieccy żołnierze ze wszystkich chyba formacji wojskowych ZSRR. Nie wiem, jakie były relacje Armii Czerwonej z polską administracją Świnoujścia, wiem natomiast, że gdy odchodzili, „swoją” część miasta pozostawili całkowicie zdewastowaną.

Ruscy wyszli w 1992 r. o Świnoujście polskie pozostało. Ruskich zastąpili Niemcy z markami i euro, którzy tu przyjeżdżają na wypoczynek, bo mają tu podobno taniej i na więcej mogą sobie tu pozwolić (o zachowaniu Niemców napiszę w kolejnym odcinku „Pocztówek ze Świnoujścia”). Dziś język niemiecki jest na równi z polskim – w restauracjach niemieckie zaproszenia, menu, kelnerzy, usługodawcy, sprzedawcy sprawnie operują niemieckim. A na ulicach samochody z rejestracjami ZSW wymijają się z licznymi autami z oznaczeniami różnych niemieckich landów, miast i gmin.

Coś, co niezwykle mocno mnie uderzyło, to naklejki na niemieckich samochodach z oznaczeniem wyspy Uznam. Ale całej. Od Peenemünde na północy, po Świnoujście na południu. Jako całości. W Świnoujściu pojawiają się liczne zaproszenia na wydarzenia kulturalne do Ahlbecku, Heringsdorfu, do odwiedzenia wielu atrakcji we wskazanym wcześniej Peenemünde, czy Wolgaście. W kilku miejscach wyspy odbywa się – zainicjowany podobno w Niemczech – festiwal wyspy Uznam. Oczywiście wszystko w zgodzie między narodami, przyjaźni polsko-niemieckiej (nie drwię) poszerzanej czasami o wymianę kulturalną niemiecko-polsko-szwedzką.

Charakter architektoniczny wielu budynków dzielnicy nadmorskiej w Świnoujściu jest niezwykle podobny do zabudowy Ahlbecku, Heringsdorfu i Bansin, co oczywiście przypomina o niemieckim fragmencie historii miasta i nie ma w tym nic nadzwyczajnego i gorszącego. Tak więc postawa „wspólnoty Uznam” nie jest jakaś nadzwyczajna.

A jednak za każdym razem, gdy mija mnie auto z niemiecką rejestracją i tą naklejką (której nie mogę pokazać, bo skasowałem sobie przez przypadek przeszło 100 zdjęć z tegorocznego pobytu w Świnoujściu!) czuję pewien mały zgrzyt.


 


PS. Ten odcinek miał się pierwotnie nazywać „Ein Volk, ein Usedom”, ale uznałem go za zbyt prostacki. Jeśli więc będzie w jakichś kręgach rozpatrywana nagroda za postawę na rzecz pojednania między narodami, proszę o mnie pamiętać!



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości