Henryk Sienkiewicz, Orso. Nowele amerykańskie
Henryk Sienkiewicz, Orso. Nowele amerykańskie
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
181
BLOG

Wędrówki po Ameryce z Henrykiem Sienkiewiczem

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Jeśli myślicie, że jestem szaleńcem i że zrecenzuję Henryka Sienkiewicza, to grubo się mylicie. Jednak pozycję jego autorstwa, wydaną … w 2017r. warto odnotować. Wszystko za sprawą Wydawnictwa Cztery Strony, które, jak już się zdążyłem zorientować, lubuje się we wznawianiu ciekawych pozycji znanych historycznych postaci.


Mają na swoim koncie między innymi książki etnografa Zygmunta Glogera działającego na przełomie XIX i XX wieku, pisarza i publicysty Josepha Conrada, dziewiętnasto- i dwudziestowiecznego podróżnika Leopolda Janikowskiego… Przyszedł czas na Sienkiewicza. Z powodów swoich amerykańskich zainteresowań sięgnąłem po książkę pod tytułem „Orso. Nowele amerykańskie”. To rzeczywiście zbiór nowel, które powstały w wyniku jego pobytu w Ameryce Północnej i Stanach Zjednoczonych w latach 1876–1878.


Takie pozycje, jak „Latarnik”, „Sachem”, czy „Orso” przedstawiciele mojego pokolenia wskażą zapewne wśród lektur szkolnych, ale już takie jak „Wspomnienie z Mariposy”, ”Przez stepy”, „W krainie złota” czy „Komedia z pomyłek” już tak powszechnie znane nie są.


Po co więc sięgać po „starocie”, choć wydane w nowym opakowaniu? Choćby dla pięknego polskiego, staropolskiego, języka. Polszczyzna czasów Sienkiewicza, nam już dziś obca, archaiczna, zawiera w sobie klimaty dawnej kultury i dawnych obyczajów. Przepięknie brzmią zachwyty miłosne jednego z przewodników, który prowadził po preriach karawany z osadnikami, a który zakochał się w jednej z pięknych uczestniczek. Sienkiewicz w takim zestawieniu kroczy między dwoma światami – zachowawczej Europy i nowoczesnej Ameryki. Nie porzuca przy tym swoich polskich punktów odniesienia, swojej polskości, a Polacy są obecni z każdym miejscu tego zestawienia.


Piękno języka zachowuje nawet wtedy, gdy musi pisać o kim niedobrze – nawet wyczuwalna niechęć do Niemców (wszak to jedno z państw – agresorów wobec Rzeczypospolitej) nie przekracza tzw. dobrego smaku… Takie standardy debaty ówczesnych czasów.


Wnikliwie, ustami bohaterów swych opowiadań, opisuje Amerykę, jako kontynent i jako powstający nowy kraj. Nie ukrywa szczerej prawdy, że to kraj budowany na krwi i męczeństwie Indian, którym współczuje. Jest jednak coś w opowieściach Sienkiewicza, co daje nam możliwość poznania ówczesnego punktu widzenia tych ludów, co zaskutkowało ich eksterminacją.


Burzymy się dziś na opisy krwawych masakr, jakich dokonywała na Indianach armia amerykańska, w głowie nie mieści się podejście ówczesnych białych obywateli Stanów, którzy w Indianach widzieli ludzi dzikich i niecywilizowanych, „biednych”, którym – w domyśle – „należy pomóc”. Jedni tę pomoc widzieli w ochronie wolnych plemion, inni poprzez siłowe cywilizowanie na modłę euro-amerykańską, ze szkołami, internatami, kościołami i całym tym cywilizacyjnym entouragem.


Sienkiewicz w tych opowiadaniach nieświadomie błąd eurocentryzmu powiela, nie wiedząc zapewne, że tak opisywany w prasie amerykańskiej punkt widzenia jest powodem wysyłania „misji pokojowych” na daleki zachód. Nie, nie oskarżam, że Polak Henryk Sienkiewicz przyczynił się jakimkolwiek tekstem do eksterminacji Indian, ale w jego opowiadaniach wyraźnie można odczytać tamtą atmosferę tamtego postrzegania amerykańskiej rzeczywistości.


Można natomiast „oskarżyć” Sienkiewicza za to, że zapewne właśnie dzięki niemu istnieje w języku polskim „nieśmiertelna” zbitka pojęciowa, dzięki której indiańskie stożkowane namioty tipi są nazywane „wigwamami”, bo ten błąd wychwyciłem od razu. Szkoda, że Wydawnictwo nie pokusiło się w tym momencie o przypis, który wyjaśniałby to historyczne przekłamanie.


Orso. Nowele amerykańskie” będzie się zapewne lepiej czytało przy jednoczesnej lekturze Sienkiewiczowskich „Listów z podróży po Ameryce” lub „Indiańskiej przygodzie Henryka Sienkiewicza” Samuela Sandlera, bo każda za nich uzasadnia takie, a nie inne podejście do opisywanych osób i historii.


Ale i bez tego – znając historyczne uwarunkowania – widać w tych amerykańskich opowieściach mnóstwo symbolicznych odniesień do Polaków i ich ciężkiego losu epoki rozbiorów.


Przejście Ameryki razem z Sienkiewiczem po rękę z Orso, z kapitanem M., Sachemem, Latarnikiem i wieloma innymi postaciami z tego zestawienia to piękny – na chwilę – powrót do czasów lektur szkolnych, dziś czytanych bez czasowego pejcza i przymusu, to miła rozrywka i okazja do zadumy – o przemijaniu. Pamiętam bowiem swoje refleksje sprzed iluś-tam-dziesięciu lat po lekturze „Sachema”, i poznałem je – nieco inne – obecnie.


Duży plus dla Wydawnictwa Cztery Strony. Chciałoby się zapytać, co kolejne?


 



Henryk Sienkiewicz


Orso. Nowele amerykańskie


Wydawnictwo Cztery Strony 2017



 


 


 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura