Lech Wałęsa, pierwszy przewodniczący NSZZ "Solidarność"
Lech Wałęsa, pierwszy przewodniczący NSZZ "Solidarność"
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
270
BLOG

Co z tym Wałęsą?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 2


Cała Polska dowiedziała się dzisiaj, że Lech Wałęsa był tajnym agentem. Jedna z brytyjskich gazet uznała go nawet na rosyjskiego agenta. Podejrzewam, że jeśli tak dalej pójdzie to za jakiś czas usłyszymy, że Sierpień’80 i „Solidarność” to właściwie nic innego jak komunistyczna prowokacja, a Lech Wałęsa to jeden z „onych”, którzy w swojej rodzinie podzieli role długo przed upadkiem komunizmu.


Trochę drwię z tych dzisiejszych rewelacji, bo mimo wszystko nie rozwiały żadnych moich wątpliwości.


Pierwszą jest to, że wybitni podobno grafolodzy potrzebowali wielu miesięcy, by "dowieść", że podpisy w teczkach Kiszczaka są autentyczne. Pamiętam zapowiedzi tuż po odnalezieniu teczek w domu Kiszczaka, że będą je badali specjaliści zagraniczni. I co z nimi?


Druga dotyczy tego, że rozgorączkowani publicyści mylą kilka spraw: nikt nie kwestionuje podpisu Lecha Wałęsy pod tzw. lojalką - sam to potwierdzał wielokrotnie; myślę jednak, że robienie z tego tytułu z Lecha Wałęsy TW Bolka jest grubą przesadą. Agent SB nie poprowadziłby wielkiego strajku w Sierpniu’80, agent nie grałby komunistom na nosie w roli przewodniczącego prawie dziesięciomilionowego NSZZ „Solidarność”. Agent miałby mnóstwo okazji do „powrotu” na SB-cką stronę podczas długich lat stanu wojennego. W końcu agent SB nie przyłożyłby łapy do znokautowania komunizmu i wyprowadzenia Sowietów z Polski.


Trzecia moja wątpliwość dotyczy tego, że prawicy, która dzisiaj roztacza fantastyczne opowieści o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy, ta sama - rzekomo agenturalna - przeszłość nie przeszkadzała w jego nominacji na Prezydenta RP i popieraniu go w wyborach w 1990 r. Mało tego, prawica nigdy nie podjęłaby się pracy w Kancelarii Prezydenckiej agenta SB. Co takiego się zdarzyło, że to, co rzekomo jest tak bardzo istotne w tej chwili nie miało żadnego znaczenia jeszcze 37 lat temu?


Czwarta wątpliwość dotyczy samego egzekutora – prof. Sławomira Cenckiewicza. Nie kwestionuję jego wiedzy historycznej, ale gołym okiem widać, że w sprawie Wałęsy popłynął w swej osobistej jakiejś dziwnej, obłędnej wręcz nienawiści - ktoś kto zamieszcza zdjęcie z akt prezentujące słowa piosenki strajkowej (a więc materiał powszechnie dostępny) i komentuje, że "nawet to" Wałęsa przekazywał SB, każe mi przypuszczać, że na dźwięk nazwiska "Lech Wałęsa" facet po prostu dostaje drgawek, a dla historyka osobiste zaangażowanie się jest, mimo wszystko, czynnikiem deprecjonującym.


"Sprawa Lecha Wałęsy" wypływa w określonych warunkach politycznych. Prawica "od zawsze" uważała go za wroga i sprzedawczyka; dla innych "na zawsze" pozostanie bohaterem, człowiekiem "Solidarności" i prawdziwym współtwórcą polskiej wolności. W takich warunkach nie ma szans na "obiektywną dyskusję", cokolwiek dziś to oznacza. Podejrzewam, że dzisiejsze wieści z IPN nie doprowadziły do zmiany poglądów kogokolwiek w tej sprawie. Zadziwiał pośpiech IPN-u w ferowaniu wyroków na Lecha Wałęsę tuż po odkryciu dokumentów w willi Kiszczaka, zadziwia „przeciek”, który „przygotował atmosferę” pod dzisiejszą konferencję prasową.


Stało się coś gorszego: wszystkie głosy, które rozgraniczają Wałęsowe podpisy na papierach SB oraz na Porozumieniach Sierpniowych, zniknęły dziś w kakofonii emocji. Krótko mówiąc: skoro Lech Wałęsa był agentem SB, to i Sierpień’80, i „Solidarność” to nic innego jak komunistyczne układanki. Już jutro nikt nie będzie pamiętał rzeczowy, mimo wszystko, głos Piotra Gontarczuka, autora jednej z „antyWałęsowskich” książek, który przyznał, że w Wolnych Związkach Zawodowych i w  „Solidarności” był już całkowicie niezależny od SB i przez to przez nich niesterowalny.


To wszystko się nie liczy, bo przestrzeń publiczną zapełniły w dużej mierze głupawe komentarze, zwykłe chamskie wyskoki i  nienawistne postawy.


Osobiście współczuję Lechowi Wałęsie, że żyje w ciężkich dla niego czasach; że niegdysiejszy bohater ze Stoczni Gdańskiej, noszony na rękach i oklaskiwany na wielkich halach przywódca „S”, dzisiaj musi doświadczać podłych zachowań pod swoim adresem. I to wielokrotnie ze strony ludzi, którzy nie znają realiów polskiego komunizmu i którzy nie mają zbyt wiele mądrego do powiedzenia.


Indianie mają wielki szacunek do swoich "elderów", plemiennej starszyzny, od której uczą się młode pokolenia; do "elderów", którzy dają drogowskazy i pokazują niebezpieczeństwa z przeszłości. Szanują starszych bez względu na to co zrobili w przeszłości. Tego komfortu nie ma Lech Wałęsa.


Lech Wałęsa jest dla mnie właśnie takim Elderem, człowiekiem o wielkich zasługach. Bo cokolwiek zrobił, to na pewno w zdecydowanej mierze zrobił dobrze. Dla Polski i dla Polaków. Nawet jeśli i Polska, i Polacy dzisiaj nie chcą mu tego pamiętać.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka