Wiersze pisał chyba każdy. Jako nastolatek albo i później. Nie drwię. Też tak miałem. Pisałem w chwilach smutku, zniechęcenia, tęsknoty, załamania… Gdy tylko następowały lepsze chwile i dni – poezja mnie opuszczała…
Z tego wszystkiego, co napisałem jest może z dwadzieścia wierszy, które mógłbym bez wstydu opublikować, ale poezja nie stała się moją formą wyrazu, choć ją lubię i doceniam. Powiem więcej, zazdroszczę poetom…
Zazdroszczę im tego daru mówienia o sprawach skomplikowanych krótkimi frazami. Zazdroszczę im umiejętności wyrażania świata i zjawisk w formie alegorycznych formuł. Zazdroszczę im tego, że to, co prozaik czy publicysta zawiera w obszernych artykułach, rozprawach i książkach, poeta zakreśla krótką, acz wymowną poezją.
Zazdroszczę poetom, choć nie uznaję się za znawcę poezji i poetów. Mam swoich ulubionych, tych, którzy przemawiają do mnie najsilniej: Konstanty Ildefons Gałczyński, Julian Tuwim i Krzysztof Grabaż Grabowski.
Fragmentów „Kroniki Olsztyńskiej” uczyłem się niegdyś na pamięć, widząc w niej opis dobrego świata marzeń, radości i bliskości bliskich sobie ludzi. Julian Tuwim w „Kwiatach Polskich” urzeka kronikarskim niekiedy zapałem i „poetycką publicystyką”. Grabaż stał się dla mnie w pewnym momencie swoistego rodzaju przewodnikiem po świecie i urzeka w swej twórczości praktycznie wszystkim: wrażliwością, bystrością refleksji, spokojną narracją, mocną alegorią, zdolnością ujmowania wielkich spraw w krótkie mocne słowa.
Zazdroszczę poetom i Bogu dziękuję, że są wśród nas…