Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
1110
BLOG

60. rocznica Poznańskiego Czerwca'56. Antylekcja patriotyzmu

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 21

Kto był na obchodach Poznańskiego Czerwca’56 wie jak było. To swoistego rodzaju antylekcja patriotyzmu. Dziś, już po uroczystościach, emocje już trochę opadły i generalnie jest wszystkim wstyd, ale…

Niewątpliwą satysfakcję mogli mieć przeciwnicy rządu, gdy widzieli zaciśniętą i wściekłą minę wicepremiera Glińskiego, do którego dochodziły gwizdy i buczenie za każdym razem, gdy go witano, pokazywano i gdy przemawiał. Taką samą satysfakcję może mieć przeciwnik Lecha Wałęsy, gdy usłyszał - a może i sam w tym uczestniczył - jak go wyzywają od "Bolka" – co zresztą opóźniło odśpiewanie hymnu. Satysfakcję mają przeciwnicy prezydenta Andrzeja Dudy, gdy słyszał jak źle w tłumie komentowano jego wystąpienie na uroczystościach... Satysfakcję także mieli mieć przeciwnicy prezydenta Poznania, bo gdy przemawiał też rozlegały się gwizdy i buczenia i okrzyki w rodzaju "do widzenia!".

Ale – ja się pytam – czy o taką satysfakcję chodziło podczas obchodów 60. rocznicy Poznańskiego Czerwca'56? Czy o taką satysfakcję chodzi podczas wspominania najważniejszych momentów w polskiej historii? Piszę o wielu momentach, bo Poznań nie był pierwszym miejscem takich żenujących zachowań tłumu i harcowników obu stron politycznego konfliktu w Polsce. Kto choć trochę interesuje się polityka, wie o czym myślę.

Nie mam radosnych refleksji co do stanu polskiego społeczeństwa po uroczystościach Poznańskiego Czerwca'56. Byłem na Placu Mickiewicza i wróciłem zniesmaczony.

Tak jak zniesmaczony jestem tymi wszystkimi "dyskusjami" na Facebooku: "to zaczęli KODowcy!", "to buczała prawica!". Wielu szanowanych przeze mnie ludzi dało się wciągnąć w pyskówkę godną lepszej sprawy niż wytykanie sobie kto zaczął, kto był głośniejszy i tak dalej...

Takich, jak ja, którzy z szacunkiem klaskali po każdym przemówieniu, nieważne czy prezydenta Dudy, czy prezydenta Wałęsy, prezydenta Jaśkowiaka, czy prezydenta Węgier było koło mnie nawet wielu, ale harcownicy obu stron politycznego starcia - wczoraj na Placu, a dziś w internecie – wolą się zadowolić dowalaniem swoim przeciwnikom. I ta „dyskusja”, mimo upływu czasu, jeszcze się toczy.

Bardzo wymowny był widok niezwykle smutnego Janusza Pałubickiego, jednego z dawnych liderów wielkopolskiej "Solidarności", który samotny opuszczał Plac wśród okrzyków jednych i drugich przeciwko sobie. Gdy podbiegłem do niego, przywitałem się z nim i podziękowałem za "Solidarność" wielce się zdziwił. I jeszcze bardziej posmutniał.

Były momenty pocieszenia: spokojnie przyjmowane wystąpienie węgierskiego prezydenta, z takim samym spokojem przyjęte zostało przemówienie Jarosława Lange, szefa Regionu Wielkopolska NSZZ „Solidarność” czy wystąpienie Aleksandry Banasiak, jednej z uczestniczek Czerwca. Jednak te krótkie nie zmienią ogólnego, smutnego poglądu, że nasze społeczeństwo toczy rak ogromnych podziałów i nienawiści. Tak, nie ma co ukrywać, ludzie wzajemnie się nienawidzą. Do tego stopnia, że gdy szukałem przyjaciół w tłumie, wiele razy w ludzkich spojrzeniach kierowanych na mnie widziałem nienawistne pytanie: "swój, czy nie swój".

Nie da się tego wszystkiego wytłumaczyć sporem politycznym w Polsce, nie można usprawiedliwiać obroną swoich (KODowskich, PiSowskich itp.) racji w tym konflikcie. Ktoś gdzieś to mądrze napisał: wystarczyło, by wszyscy ci harcownicy na tę godzinę zamknęli swoje usta.

W przeciwnym razie z tej mąki chleba nie będzie – albo: z tego narodu społeczeństwa nie będzie.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo