Znacie Ewę Gogolewską-Domagałę? Pamiętacie BlondieS? Chciałem przedstawić, a niektórym przypomnieć autorkę nie tak znaną jak Zygmunt Miłoszewski i Katarzyna Bonda, ale mającą niezwykłą umiejętność pisania o ludzkich sprawach, ludzkich problemach i przygodach w sposób wzruszający i radosny.
Parę lat temu dzieliłem się swoimi spostrzeżeniami o jej „BlondieS", gdzie owo „S” to symbol dolara. Książka będąca dodatkiem do jednego z numerów magazynu literackiego nie zachęcała ani reklamowymi zapisami na tylnej okładce, ani samą okładką. Kupiona z „Bluszczem” na pewien czas została rzucona na półkę i miała tam leżeć niezwykle długo. Jednak okazało się, że niewinna z początku opowieść o dwóch artystkach wędrujących po Skandynawii i Bliskim Wschodzie została napisana niezwykle lekkim i ciepłym językiem. Duża porcja żartobliwych zwrotów powoduje, że leniwie tocząca się opowieść o przygodach wynikających z nieporozumień, powstałych na styku różnych kultur w ogóle nie nuży. Książka jako fikcja literacka jest – jak zapewnia wydawca – oparta na wspomnieniach autorki. Dwie grające w hotelach panie opisują swe przygody, ale stosowniej byłoby powiedzieć: rysują świat, który przemierzają i ludzi, z którymi zetknął je los. Opowieść to pogodna i urocza.
Nie inaczej jest z książką „RudE”, gdzie tym razem E jest symbolem Euro. Okładka nadal nie zachęca, ale treść… I tym razem autorka barwnym językiem i piękną, żywą polszczyzną – jeśli ma to dla kogokolwiek dzisiaj jeszcze jakiekolwiek znaczenie – opisuje przygody kilkorga osób, które poznajemy w … „BlondieS”. „RudE” to swoistego rodzaju kontynuacja poprzedniej książki, choć można czytać ją niezależnie.
„RudE” to opowieść o życiu i przygodach, które mogą wydawać się egzotyczne nie tylko ze względu na miejsca ich przeżywania, ale także na fabułę – wszystkie one są możliwe wżyciu realnym. „RudE”to opowieść niezbyt skomplikowana w tym sensie, że poszczególne wątki nie ciągną się przez całą książkę, a „szybko” się wyjaśniają. Nie one bowiem są osią tej książki, a losy poszczególnych bohaterów, którzy żyją w innych światach, ale życie i doprowadza do splecenia ich losów. Chciałoby się powiedzieć dokładniej, co ma się na myśli, ale jakiekolwiek ujawnienie któregokolwiek wątku oznaczałoby zdradzenie ciekawej fabuły. I mimo swędzącego języka, zamilknę.
Nie znam recepty na dobrą książkę sensacyjną i kryminalną, ale mam wrażenie, że dzięki Ewie Gogolewskiej-Domagale poznałem receptę na dobrą książkę przygodową. To nic innego, jak umiejętność odarcia zjawisk nam powszednich z szarzyzny, przez którą na nie spoglądamy i nadania im barw i życia. Ewa Gogolewska-Domagała potrafi to znakomicie. Nie tylko w książkach, ale i na blogu. Ewa Gogolewska-Domagała prowadzi bowiem bloga literackiego i „życiowego” – pt. „Po myślniku”.
I jest właściwie jeden problem i jedno „ale”: książki nie wydało żadne wydawnictwo, a ona sama. „BlondieS” były dodatkiem do „Bluszcza”, „RudE” dostałem wprost od człowieka, który promocją książki się zajmował. Jeśli więc ktoś chciałby poczytać „RudE” (jak i „BlondieS”) to musiałby kupić ją po prostu u autorki. A warto, bo okazuje się, że rude może być bardzo złote.