Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
220
BLOG

Trujemy się sami...

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Często zarzuca się nam, ludziom od ochrony środowiska, że zajmujemy się tylko „żabkami, pajączkami i ptaszkami”, a obce są nam realne potrzeby człowieka. Zarzut tego rodzaju jest strasznie głupkowaty z dwóch powodów. Owe „żabki, pajączki i ptaszki” mają wpływ na stan środowiska większy niż nam się zdaje, co ma bezpośrednie przełożenie na ludzkie zdrowie i życie. A poza tym, ochrona środowiska to nie tylko ochrona tych sympatycznych zwierzątek, a dziedzina interdyscyplinarna, obejmująca szereg zagadnień mających wpływ na jakość naszego życia.

Krzyków i zarzutów o „ekoterroryźmie”, pretensji o zajmowaniu się zbędnymi sprawami byłoby mniej, gdybyśmy wszyscy uświadomili sobie, że ochrona środowiska ma bardzo konkretne przełożenie na stan naszego zdrowia. Parę lat temu OECD w jednym ze swoich dokumentów ogłosiła, że 2-3 % wszystkich chorób ma swoją przyczynę w skażonym środowisku. Takie same konkluzje ogłosiła niedawno Europejska Agencja Środowiska (EEA), która stwierdza wprost, że w latach 2008-2012 „koszty zdrowotne” związane z zanieczyszczeniami powietrza wyniosły w Europie między 400 mld a 1 bilion euro. Polska ma swój smutny udział w tej kwocie w wartości około 100 mld euro. Do tej smutnej statystyki warto dodać jeszcze jedną: z powodów zanieczyszczeń w Europie umiera przeszło 400 tys. mieszkańców Unii Europejskiej rocznie! No i jak wobec tego wypadają narzekania na zbędność aktywności na rzecz środowiska?

Największy udział w skażeniu środowiska ma „niska emisja”, o której całkiem niedawno tu wspominałem, i zanieczyszczenia odtransportowe. Również przemysł nadal stanowi spore źródło problemów środowiskowych w Europie. Analitycy EEA przeanalizowali przeszło 14 tysięcy zakładów przemysłowych na terenie UE i innych europejskich państw niebędących członkami Unii.

Przemysł „odpowiada” za emisję poważnych zanieczyszczeń takich, jak tlenki azotu, związki siarki, amoniak, metale ciężkie i zanieczyszczenia organiczne. Cząstki stałe (PM 10, PN 2,5) stanowią poważne zagrożenie dla układu oddechowego i krwionośnego, powodując kłopoty z oddychaniem, a nawet wywołując choroby nowotworowe. Związki siarki, zwłaszcza SO2 powstający jako wynik zasiarczonego węgla i powodujących „kwaśne deszcze”, są przyczyną stanów zapalnych układu oddechowego, który również cierpi na skutek emisji metali ciężkich takich, jak rtęć, ołów, czy kadm. Z kolei dioksyny i furany – czyli wynik bezmyślnego palenia odpadami w domach – powodują raka.

Ciekawostką analizy EEA jest fakt, że aż połowę kosztów zdrowotnych związanych z przemysłową emisją zanieczyszczeń generuje jedynie ok. 150 zakładów, co stanowi jedynie 1 procent badanych przez Agencję podmiotów. Truciciele, i to kolejna smutna konstatacja, znajdują się też w Polsce i znajdują się w Płocku, Turowie, Kozienicach, Rybniku i Pątnowie.

Zanieczyszczenia powietrza to nie tylko przemysł, ale i miasta: transport i palenie złej jakości węgla i odpadów w domowych paleniskach. I wszystkie one, jak w przypadku przemysłu, mają również swój duży udział w pogarszaniu stanu zdrowia. Wiele skażeń środowiska można wytłumaczyć polską biedą – wielokrotnie słyszę, że ludzie palą złym węglem i odpadami, bo nie stać ich na gaz – ale nie może to być argument jedyny i decydujący. Gdyby w tej debacie pojawił się argument degradacji zdrowia na skutek złego stanu środowiska, wówczas fakty wyglądałyby inaczej.

Nie lekceważę polskiej biedy i jej wpływu na rozwój kraju, ale nie może być tak, że biedą będziemy tłumaczyli bezkarne zanieczyszczanie środowiska. Przepraszam za przejaskrawienie problemu, ale nikt normalny nie zgodziłby się na inhalowanie ludzi wprost dioksynami i na karmienie innymi toksycznymi związkami, ale nie rozumiem dlaczego lekceważy się problem trucia nas przez sąsiadów, którzy z powodu – podobno – biedy palą opony i plastiki w piecach, które nie mają żadnych zabezpieczeń i instalacji wychwytujących szkodliwe związki!

Nie rozumiem tych polityków – krajowych i samorządowych – którzy licząc na głosy wyborców oponują przed próbami zakazu palenia złej jakości węglem w domach i sprzeciwiają się próbom ustawowego unormowania zakazu wjazdu przestarzałych i trujących samochodów do centrów miast. Nie rozumiem dlaczego popularność zyskuje pogląd, że polskich kierowców „nie stać” na zaostrzone normy emisji z samochodów. Co to za argument? To na skażenie środowiska, na świadome skazywanie się na pogarszanie zdrowia nas stać? Czy nie zostały przekroczone granice ponurej śmieszności?

Bardzo wymowny przykład podała niedawno „Gazeta Wyborcza”, która podała: „Sama rewolucja w badaniach nad związkiem chorób i brudnego powierza zaczęła się przypadkiem. W latach 80. młody amerykański ekonomista C. Adrien Pope badał skutki gospodarcze strajku w hucie w stanie Utah. Okazało się, że w tym okresie ludzie rzadziej udawali się do lekarza, a między stężeniem zanieczyszczeń a umieralnością jest silna korelacja. To początek zaawansowanych prac, które doprowadziły do stwierdzenia tego związku. - Nie ma już dzisiaj żadnych wątpliwości. Można nawet dokładnie wyliczać, ile wynosi ryzyko – potwierdza Adamkiewicz[Łukasz Adamkiewicz z Health and Environmental Alliance]. Na przykład każdy wzrost pyłu PM 2,5 w powietrzu o 10 mikrogramów na metr sześcienny będzie oznaczać wzrost umieralności o 6 proc.”.

Dlaczego więc mamy się zgadzać na zwiększoną umieralność z powodu skażenia środowiska? Dlaczego nikt naprzeciw argumentu o tym, że ludzie z biedy palą śmieci w kotłach i jeżdżą dymiącymi samochodami, nie postawi innego: że wprowadzając ostrzejsze normy próbujemy odwrócić szkodliwy dla życia trend, że jesteśmy za biedni na to, by tak ostentacyjnie lekceważyć to źródło pogarszania się stanu zdrowia?

Nikt przecież nie mówi – przynajmniej ja nie słyszałem – że takie zaostrzone normy czystości powietrza miałyby być wprowadzane natychmiast. A poseł Tadeusz Arkit mówi wyraźnie, że nowe zasady mogą być wprowadzane stopniowo.

Nie rozumiem dlaczego bez szemrania przyjmujemy do wiadomości, że zakazy wjazdu starych pojazdów do centrum obowiązują w wielu niemieckich miastach, a głośne i demagogiczne protesty rozlegają się przy omawianiu podobnych pomysłów poprawy stanu środowiska w miastach w Polsce? Nie bardzo rozumiem dlaczego Ministerstwo Gospodarki nie chce wprowadzić zakazu palenia w domach węgla paskudnej jakości? Czy zawiesina nad Krakowem widoczna z daleka i ponawiane tam alarmy smogowe nie są wystarczającym ostrzeżeniem?

 

 

 

 

 

Tekst ukazał się jednocześniew "Przeglądzie Komunalnym" 5/2015

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości