Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
412
BLOG

Powoli tracę cierpliwość...

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Powoli tracę cierpliwość do takich "świętości" III RP, jak "wolny rynek", czy "święte prawo własności". Coraz częściej dochodzę do wniosku, że pojęcia, które mają porządkować rzeczywistość coraz częściej są przykrywkami do różnego rodzaju egoizmu i nieuczciwości.

 

Może kwestia tego, że wiele osób tych pojęć nie rozumie, ale niestety coraz częściej myślę, że są one używane bardzo świadomie przez różnego rodzaju nieuczciwych ludzi do załatwiania swych nieuczciwych interesów.

 

Po przełomie 1989 r. akceptacja dla kapitalizmu była – podejrzewam – powszechna i piorunująco wysoka. Tęskniliśmy do kapitalizmu, jak grzyby do deszczu, a dzieci do morza i bezkrytycznie przyjmowaliśmy wszelkie jego mankamenty. Dzisiaj coraz częściej dochodzi do naszej świadomości, że nie jest z nim tak kryształowo, jak chcieliśmy tego my i nasi rodzice w 1989 r.

 

Na „wolny rynek” powołują się ci, którzy niesprawiedliwie traktują swoich pracowników – polska publicystyka przywołuje tak dużo przykładów, że nie ma sensu tutaj tego powtarzać. Jak wygląda „wolny rynek” najlepiej widać w Poznaniu w gospodarce odpadami – na wolnym rynku, w wyniku wolnego przetargu, działają firmy, które o mało co nie zasypały Poznania śmieciami. Jest wolny rynek, jest burdel.

 

Podobnież zatrwożony jestem, gdy słyszę o „świętym prawie własności” – przypominam sobie dramat mieszkańców eksterminowanych przez „czyścicieli” kamienic; widzę dymiące kominy prywatnych willi opalanych śmieciami. „Święte prawo własności” oznacza składowanie niebezpiecznych odpadów na terenie z tabliczką „teren prywatny, wstęp wzbroniony”. To samo „święte prawo” oznacza grabieżczą i bezmyślna wycinkę lasów na terenach „kupionych” przez prywatnych właścicieli. „Święte prawo własności” coraz częściej oznacza próby wymuszania nielegalnej zabudowy terenów, które do tego się nie nadają, a następnie próby legalizacji dzikiej zabudowy.

 

I każdy z nich, gdy tylko ktoś próbuje zwrócić im uwagę na to, że źle robią, na owo „święte prawo własności” się powołują i uwagi przyjmują jako atak na „świętość”.

 

Przejaskrawiłem sprawę? Tak. I zrobiłem to dosyć świadomie. By pokazać, że nie ma „świętego prawa własności”, jak i z „wolnym rynkiem” bywają problemy. Każde prawo własności musi uwzględniać fakt, że wolność takiego właściciela kończy się wówczas, gdy narusza ona wolność kogokolwiek innego – i że nie ma nikt prawa bezkarnie zatruwać dioksynami i furanami swych sąsiadów, bo wtedy powinno zaistnieć inne, prawdziwie święte, prawo do ochrony swojego życia i zdrowia.

 

Nie może być tak, że ktoś kto kupuje las na drugi dzień będzie miał prawo do jego wycięcia w imię swoich partykularnych interesów. Kupiłeś las, to nie masz prawa – ani zwykłego, ani „świętego” – do wycinki i zabudowywania go według swojego widzimisię. No i nie masz prawa składować na swoim prywatnych terenie toksycznych odpadów, które będą zagrażały całej dzielnicy.

 

Przejaskrawiłem sprawę, by ponownie przypomnieć, że skoro są tacy, którzy wykorzystują normalne prawa do załatwiania swoich brudnych sprawek, to państwo musi wprowadzić odpowiednie regulacje. Bo na etykę w wielu wypadkach liczyć nie ma co…

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo