Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
435
BLOG

Miasta

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Jeżeli prawdą jest to, co mówi Wellington E.Webb, wieloletni burmistrz Denver, że wiek XIX był wiekiem imperiów, wiek XX – wiekiem państw narodowych, a XXI będzie stuleciem miast, to nie dziwi wzrastające zainteresowanie sprawami miast ze strony polityków, analityków gospodarczych, banków i sfer biznesu.

Jeżeli jest tak, że połowa ludzkości zamieszkuje miasta, a wśród społeczeństw rozwiniętych jest to aż 78 % populacji, to nie ma się co dziwić, że sprawami rozwoju miast interesują się też analitycy ochrony środowiska. Miasta stają się bowiem największym zbiorowym emitorem zanieczyszczeń do środowiska. To z kolei oznacza, że w miastach następuje kumulacja problemów środowiskowych, oddziałujących na powietrze, wody i gleby. Dodatkowo, miasta borykając się z problemami środowiskowymi, stają się problemem dla środowiska pozamiejskiego. I wszystkie one dotyczą większej części ludzkiej populacji.

Miasta kumulują w sobie większość funkcji życiowych współczesnych cywilizacji: umożliwiają rozwój gospodarczy ułatwiający dostęp do pracy, oferują większość usług, gwarantują obsługę funkcji komunalnych: dostępu do wody, energii elektrycznej i cieplnej, realizują zadania w zakresie czystości i porządku oraz gospodarki. Są miejscem, gdzie można realizować aktywny wypoczynek i spełniać swe kulturalne aspiracje. Są miejscem decyzyjności – w nich znajdują się administracje rządowe i samorządowe, które realizują zadania własne państw i samorządów regionalnych i gminnych. Przez to miasta borykają się z wieloma problemami, które w obszarach pozamiejskich nie występują lub ich skala jest znacznie mniejsza. Obsługa miast w zakresie dostarczania wody stwarza jednoczesną potrzebę rozwiązania problemu oczyszczania ścieków i uzdatniania wody; dostęp do mediów energetycznych wywołuje zanieczyszczenie powietrza, które kumuluje się dodatkowo z zanieczyszczeniami odkomunikacyjnymi i stwarza konieczność wdrażania programów eliminujących te zanieczyszczenia. Właściwie wszystkie usługi powodują produkcję odpadów, a to z kolei stwarza konieczność realizacji rozwiązań systemowych w tym obszarze.

Nie jest ważne, czy miasto ma 50 tys., milion, czy 5 mln mieszkańców – zagrożenia środowiskowe są te same, różna jest jedynie skala ich występowania. Miasta tworząc zagrożenia natury globalnej mogą się stać jednocześnie ofiarami ich skutków. Mówi się o tym, że skoro miasta są areną największych problemów cywilizacyjnych, którymi nie są w stanie skutecznie zarządzać państwa, należy pomyśleć o globalnym patencie wykorzystania wiedzy ich zarządców. Oficjalnie do globalnych rządów burmistrzów nawołuje Benjamin R.Barner, autor książki „Gdyby burmistrzowie rządzili światem”. Ten znany w Polsce m.in. z głośnej książki „Dżihad kontra McŚwiat” myśliciel uważa, że tak jak państwa zaczynają być dysfunkcyjne, tak miasta są miejscami rozkwitania światowych trendów, pomysłów poprawy życia i innowacji we wszystkich dziedzinach rozwoju ludzkości.

Słusznie uznaje, że „…kryzys związany ze środowiskiem naturalnym ma charakter najbardziej uporczywy, a jego skutki mogą by katastrofalne w dzisiejszych czasach, kiedy ochrona środowiska stanowi tak wielkie wyzwanie, zrównoważony rozwój jest warunkiem przetrwania, ekologiczna współzależność oznacza zaś, że bez współpracy nie przetrwa nikt. Państwa narodowe dowiodły, że nie potrafią osiągnąć porozumienia w tak podstawowych kwestiach jak rozszerzenie protokołu z Kioto lub zastąpienie go bardziej restrykcyjnym dokumentem czy podpisanie Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie mora, co może okazać się fatalne przede wszystkim dla mieszkańców miast”.

Osobiście jednak wątpię w skuteczność miast w sprawach, w których nieskuteczne okazały się państwa. Konstrukcja prawna wszystkich państw powoduje, że miasta nie będą w stanie zająć miejsca państw narodowych w tej dziedzinie. Zresztą w żadnej innej. Warto jednak przyjrzeć się inicjatywom miejskim w obszarze środowiska. Zaskakująca jest m.in. ilość inicjatyw miedzymiejskich – Barber pisze o 8 megainicjatywach związanych z ekologią. Są to tak znane porozumienia jak ICLEA, International Council for Local Environmental Initiatives (Międzynarodowa Rada na Rzecz Lokalnych Inicjatyw Środowiskowych) i Energy Cities (forum władz lokalnych na rzecz zrównoważonego rozwoju energetyki), ale też sojusze burmistrzów na rzecz ekologii i przeciwdziałania ochrony klimatu (np. Climate Alliance, C40 Cities Climate Leadership Group).

Co z tego wynika? Na pewno wymiana doświadczeń. Każde miasto, choć inne, ma swoje doświadczenia w zarządzaniu gospodarką komunalną i sferą środowiskową, które można wykorzystać na podwórku nie tylko miejskiego sąsiada, ale  i w aglomeracjach innego kraju. Owe doświadczenia nie dotyczą tylko sfery komunalnej czy środowiskowej, ale również takich zagadnień jak finansowanie rozwoju czy sprawa eliminacji ubóstwa, które jest również źródłem dewastacji środowiska. Cennym doświadczeniem miast jest aktywność obywatelska, choć nie jest to sfera pozbawiona wad. Barber twierdzi, że „Mnogość sieci ekologicznych to błogosławieństwo społeczeństwa obywatelskiego. Zarazem jednak pluralizm może podkopywać wspólną politykę. Ważnym argumentem na rzecz światowego parlamentu burmistrzów jest rola, jaką mógłby odgrywać w łagodzeniu napięć i zapewnianiu współpracy między konkurencyjnymi grupami. Stworzenie jednej sieci globalnym miast przyniosłoby ogromne korzyści ruchowi ekologicznemu. Światowy parlament burmistrzów mógłby okazać się pomocy w koordynowaniu rozlicznych wysiłków miejskich sieci w wielu różnych obszarach”.

Nie jestem aż takim optymistą w tej sprawie, bo filozofia Barbera światowych rządów burmistrzów sprowadza się akurat w tej sprawie do rozwiązywania problemów, które same miasta stworzyły. Obszarem, w którym miasta mogłyby się sprawdzić jest zarządzanie procesami dostosowywania się do zmian klimatu. I mogą być kreatorami takich procesów, jak i samorządami wspierającymi rządy w tym procesie.

Nie będzie to jednak łatwe – wiele miast nie rozumie zmian globalnych, a problemy środowiskowe traktuje jako jedne z wielu, wcale nie najważniejsze. Gdy w latach 90. XX wieku i na początku XXI wieku wydarzyły się wielkie powodzie, okazało się, że skala zniszczeń była o tyle większa, o ile okazało się, że władze miast pozwalały zabudowywać tereny zalewowe płynących przez nie rzek. Obecnie opracowywane plany zarządzania ryzykiem powodziowym i spodziewany obowiązek wyznaczania obszarów zagrożenia powodziowego jako wyłączonych z zabudowy jest przez wiele miast traktowanych jako zamach na samorządność. Ten sam zarzut pojawił się przy wdrażaniu ”rewolucji śmieciowej”, która żadną rewolucją nie była, a procesem uporządkowania gospodarki odpadami. I dziś, gdy Ministerstwo Środowiska, na skutek bałaganu przy selektywnej zbiórce odpadów, pracuje nad rozporządzeniem, które ma wprowadzić ogólnopolski standard w tym obszarze, pojawiają się głosy sprzeciwu z miast – z argumentem zamachu na samorządność na czele.

Trochę szkoda, że w nowej perspektywie unijnej nie udało się w Polsce ustanowić Programu Operacyjnego Miasta, o który swego czasu postulowałem, a który mógłby kumulować finansowanie wszelkich działań związanych z funkcjonowaniem miast, również w wymiarze środowiskowym. Może to pozwoliłoby uświadomić złożoność procesów i skalę zagrożeń środowiskowych, które generują miasta i którym miasta mogą ulec najszybciej.

Ale i bez tego zarządcy miast, burmistrzowie i prezydenci muszą zrozumieć, że na nich spoczywa spory ciężar rozwiązywania problemów ekologicznych powstałych właśnie w miastach. I że nie zrobią tego sami. Dlatego z wielką nadzieją spoglądam na inicjatywy metropolitarne podejmowane w różnych częściach kraju.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo