Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
1524
BLOG

Czy Pan Samochodzik jest drewniany?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Kultura Obserwuj notkę 6

Wydawało mi się, że niewiele rzeczy jest mnie w stanie zadziwić, ale okrutnie się pomyliłem. Zadziwiła mnie sytuacja, gdy Gazeta Wyborcza zagadała językiem … Gazety Polskiej. No, może nie właściwa Gazeta Wyborcza, a jej magazyn „Książki”, ale zawsze…

Oto redaktor Marcin Sendecki wziął na tapetę Pana Samochodzika. Gdy zabrałem się za czytanie jego artykułu „Pan Samochodzik i otchłań, czyli jak się nie przejechać z panem Tomaszem” (Książki. Magazyn do czytania, grudzień 2014) myślałem, że pojawiła się jakaś znacząca okazja (np. nowe wydanie serii), o której warto napisać (nawet krytycznie) albo pozycja na miarę książki „Pan Samochodzik i jego autor” autorstwa Piotra Łopuszańskiego. Nic z tych rzeczy, redaktor Sendecki „bez sentymentów” zabrał się do dekomunizowania Pana Samochodzika, Pana Tomasza, Zbigniewa Nienackiego, i to w stylu gorliwych antykomunistów rodem z Gazety Polskiej. I narzekania na wszystko i na wszystkich. Ale po kolei…

Od samego początku redaktor Sendecki przypomina, że Pan Tomasz afiszował się przynależnością do Ochotniczej Rezerwowy Milicji Obywatelskiej (ORMO), a PRL-owskie decorum w powieściach Nienackiego pleniło się dość obficie. Mało tego, przypomina, że Zbigniew Nienacki był w stanie wojennym jednym z filarów „Zlepu”, czyli spacyfikowanego przez generałów Związku Literatów Polskich. Oraz autorem powieści erotycznej „Raz do roku w Skiroławkach”, której nie czytałem, ale wiedziałem, że dobrej pisarskiej sławy raczej mu nie przysporzyła. Nieco dalej wspomina, że Nienacki awanturował się na lamach „Rzeczywistości”, wyjątkowo paskudnego organu prasowego lat ówczesnych, trybuny partyjnego betonu i stowarzyszenia Grunwald (które bez przesady nazwać można chyba socjalfaszystowskim)…

Zmartwię redaktora Sendeckiego, ale Nienacki był także radnym Wojewódzkiej Rady Narodowej, członkiem Radcy PRON, dostawał nagrody od partyjnych aparatczyków, poparł WRON i Jaruzelskiego. Tę komunistyczną wyliczankę można by prowadzić pewnie przez jakiś czas. I nie byłoby to trudne, bo autor „Samochodzika” niczego nie ukrywał, a obszerny jego życiorys zawarł np. Piotr Łopuszański we wspomnianej już książce „Pan Samochodzik i jego autor”, do której zresztą redaktor Sendecki wyraźnie też sięgnął.

Ale Marcin Sendecki krytykuje w Samochodzikowej serii praktycznie wszystko. Z wielkim zdumieniem wyczytałem, że nawet najwięksi fani Pana Samochodzika nie przeczą dziś, że urocza erudycja pana Tomasza, której popisów nie szczędzi i dzięki której rozwiązuje zawikłane zagadki, ma w gruncie rzeczy charakter przewodnikowych i encyklopedycznych wypisów – i najczęściej na takich prawach, wykładu mniej czy bardziej zgrabnie wplecionego w tekst, w książkach Nienackiego funkcjonuje.

No proszę… A mi się jednak wydaje, że ten aspekt był jednym z największych walorów tej serii. Nienacki bardzo umiejętnie – pisząc lekkim językiem – potrafił wpleść w narrację swych opowiadań ten „encyklopedyczny i podręcznikowy” styl, który tak bardzo irytuje redaktora Sendeckiego. Nikt, nawet najbardziej zagorzały miłośnik tej serii, nie wymagał, by „Pan Samochodzik” przedstawiał całą historię templariuszy, poszczególne aspekty historii sztuki, historii Polski, ale ten wyklinany w „Książkach” styl encyklopedyczny był dla wielu – również i dla mnie – niezwykłą inspiracją do tego, by sięgnąć po inne książki, inne obszerniejsze źródła i o opisywanych wydarzeniach, miejscach i ludziach przeczytać i dowiedzieć się znacznie więcej. To od czasów „Pana Samochodzika” przejeżdżając przez różne polskie miasta i inne miejsca uważnie przyglądam się zabytkom kultury i próbuję się o nich dowiedzieć nieco więcej niż jest wypisane na tabliczkach informacyjnych stawianych nieopodal.

To, że Nienacki czerpał z informacji przynoszonych mu przez grupę współpracujących z nim osób – o czym zresztą przyznawał otwarcie – nie jest zarzutem, a dowodem na to, że niezwykle poważnie podchodził do swojego czytelnika, chcąc mu przedstawiać wiarygodne informacje. I jest to może jedna z odpowiedzi na pytanie o popularność „Pana Samochodzika”.

Przyznam, że nie przekonują mnie też pretensje redaktora Sendeckiego do „Pana Samochodzika”, gdy pisze o nieudanych kontynuacjach cyklu o Panu Samochodziku pisanymi przez grupę różnych autorów całe lata po śmierci Nienackiego. Nie od dziś wiadomo, że w kręgu czytelników i znawców twórczości Zbigniewa Nienackiego toczy się wielka debata, czy seria z Panem Samochodzikiem zakończyła się na „Panu Samochodziku i człowieku z UFO”, czy „zgodzić się” z pisaniem „nowego Samochodzika” przez innych autorów. Debata właściwie toczy się do dziś i wzmaga się przy okazji wydania nowego odcinka. Przyznaję, że ja osobiście trzymam stronę Samochodzikowych ortodoksów i do nowych odcinków nie zaglądam. Jeśli jednak redaktor Sendecki ma pretensje o jakość tej kontynuacji, winien raczej czepiać się poszczególnych autorów lub wydawnictwa, które na to wyraziło zgodę i najwyraźniej chce na tym skorzystać, a nie do „prawdziwego Pana Samochodzika”. W przeciwnym razie rzeczywiście popadnie, jak pisze, w „paszczę otchłani”.

W tę paszczę wpada zresztą redaktor Sendecki wielokrotnie – gdy przykłada antykomunistyczną kalką do Nienackiego, gdy wyzywa go, za Rakowskim, od pornografa. Nie mam zamiaru w takich chwilach bronić Nienackiego, ale skoro Gazeta Wyborcza wytyka komunistyczny życiorys Nienackiego, to chciałoby się poprosić, by była równie konsekwentna w stosunku do innych osobowości, których przed takimi zarzutami broni (jak np. prof. Baumanna).

Ale gdyby był tylko trochę życzliwszy dla Nienackiego, to – cytując Łopuszańskiego – przyznałby, że Nienacki mówił, że zależy mu na tym, by młodzież interesowała się historią Polski, historią zabytków oraz – w latach 80. – chce, by ludzie byli szczęśliwi – mimo wszystko. Jest to dość trudne, bo żyjemy w czasach upadku wszelkich autorytetów, przewartościowania wszelkich wartości. Nie miał racji? Albo wówczas, gdy pisał, że … powieści moje uczą młodzież, że życie jest bardzo piękne, a ludzie – nawet w pozoru najgorsi – kryją w sobie także pokłady piękna. Nie miał racji?

Nie bardzo wiarygodnie brzmią zarzuty Sendeckiego, że bardzo „plakatowo” brzmią „bazujące na gomułkowskiej propagandzie” poszukiwania „dawnych hitlerowskich zbrodniarzy i współczesnego niemieckiego rewizjonizmu czy też pryncypialne potępianie chuligaństwa”. Idąc tropem takich pretensji dochodzimy do kolejnej: Mamy więc u Nienackiego trochę zagranicznej egzotyki (na przykład nad Loarą), topiczne wątki poszukiwania skarbów lub ważnych dokumentów, nad wyraz typowy – i z pozoru wcale uroczy – pomysł na bohatera mózgowca i niemal safandułę, który jednak zaskakująco dobrze radzi sobie w fizycznym zwarciu.

No właśnie taki Pan Tomasz był idolem lat mojego dzieciństwa. „Pomagał” tym, którzy nie mieli sukcesów sportowych, byli raczej fizycznymi mizerotami, nie mieli zdrowia do ganiania za piłką i byli strasznie nieśmiali w stosunku do dziewcząt, za to oddawali się czytaniu książek, odkrywaniu tajemnic świata i zwiedzaniu najbliższych okolic. I może kolejna odpowiedź na pytanie o popularność Pana Samochodzika?

Redaktor Sendecki ma jednak spory arsenał pretensji do „Pana Samochodzika” – inna jest taka, że książki z tej serii mają cienki humorek, drewniany styl i zasadniczą infantylność tych książek. Nie ma tam ani drewnianego stylu, ani – mimo że to książki dla młodzieży – infantylnego stylu.

Nie byłaby Gazeta Wyborcza sobą, gdyby – nawet na łamach magazynu książkowego – nie czepnęła się spraw genderyzmu: w powieściach o Panu Samochodziku systemowy konserwatyzm jest naczelną zasadą. Jego obróbce poddany jest nawet oczywisty mizoginizm bohatera: pan Tomasz nie odrzuca kobiet w ogólności, odrzuca lub – co gorsza – „wychowuje” takie, które próbują wykonywać jakiekolwiek gesty emancypacyjne. Dziewczyna w spodniach czy kobieta w „męskim zawodzie” jest z gruntu obmierzła lub co najmniej podejrzana. Tak się zastanawiam, jak – idąc tym tropem – wyglądałaby opowieść redaktora Sendeckiego o „Quo Vadis” lub o „Panu Tadeuszu”?

Gazetą Polską powiało mi też na końcu, gdy redaktor Sendecki drwi, że Pan Tomasz to apostoł systemu i młot na indywidualny, prywaciarski pomysł na życie, sam działa na specjalnych prawach. Jak Bond licencję na zabijanie, tak Samochodzik ma oficjalną licencję na bycie drobnym ekscentrykiem w ramach obowiązującego porządku, o czym inni mogą marzyć. I kończy: co skonstatowawszy, żegnam się z Panem Samochodzikiem na zawsze.

Zmartwię redaktora Sendeckiego: nawet tak dramatyczna jego deklaracja nie będzie miała żadnego wpływu na poziom (wzrost lub spadek) czytelnictwa serii o Panu Samochodziku. Część współczesnej młodzież ma problem ze zrozumieniem niektórych pojęć zapisanych w tych książkach, nie zrozumie tamtejszych realiów - bez komórek? bez maili? I ma dzisiaj inne, że tak powiem, podniety literackie. I tacy po „Pana Samochodzika” nie sięgną. Jeśli kto będzie chciał, to jednak i tak, i tak po te książki sięgnie – bez względu na socrealizm, „drewniany i infantylny język”…

Nie miał odwagi redaktor przyznać – a może o tym nie wie – że Nienacki w „Panu Samochodziku” posługuje się piękną polszczyzną, bardzo plastyczną i wpływającą na wyobraźnię. Można się zżymać na PRL-owski sznyt serii, ale jest w niej coś, co powoduje, że jest jedną z najbardziej popularnych tamtych czasów, a i mojego dzieciństwa. Jest też w tych książkach coś, co powoduje, że od czasu do czasu ktoś do nich wraca całkiem współcześnie w wolnej Polsce i coś tam opisuje lub inspiruje się atmosferą „Panów Samochodzików” – a to wspomniany Piotr Łopuszański, a to … Zygmunt Miłoszewski w „Bezcennym”. To, że wydawnictwo kontynuuje – już na siłę – serię z innymi autorami też świadczy o magii Pana Samochodzika. I na nic zdadzą się pomstowania Marcina Sendeckiego.

By nie być okrutnym dla redaktora Sendeckiego, powiem jedno: jest jedna korzyść z jego niesprawiedliwego opisania „Pana Samochodzika”. Mam wszystkie tytułu „prawdziwego Pana Samochodzika” (no co, skoro są „prawdziwi Polacy” to i jest „prawdziwy Pan Samochodzik”!), które odebrałem niedawno od introligatora – zachęcił mnie Pan, Panie Marcinie, do ich ponownego przeczytania!

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura