Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
189
BLOG

Poznański poligon samorządowy

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

O wyborach samorządowych długo będzie się w Polsce dyskutować. Nie z powodu porażki Państwowej Komisji Wyborczej w Warszawie, która – jak głosi internetowy żart – postara się może za 4 lata, ale z powodu zmian, które w samorządach nastąpiły.

Skupię się na Wielkopolsce – tu były zmiany zaskakujące i wręcz szokujące (np. Wolsztyn), spodziewane (np. Jarocin), tu nadal w wielu miejscach jest niepewnie (np. Chodzież, Murowana Goślina). Największe emocje budzą oczywiście wyniki wyborów do Sejmiku Województwa Wielkopolskiego i w samym Poznaniu. W tym pierwszym przypadku niespodziewanie na prowadzenie wysunęło się Polskie Stronnictwo Ludowe, które dotychczas było „przybudówką” wcześniejszych koalicji z PO, ale też koalicji, która parę lat temu wytrzymała bardzo krótko – PO-PiS-PSL.

Poznań natomiast stał się jednym z najbardziej emocjonujących pojedynków w kraju. Oto jeden z prezydentów dużych miast (obok Dutkiewicza z Wrocławia, Majchrowskiego z Krakowa, Adamowicza z Gdańska) przechodzi do II tury, ale z ogromnymi kłopotami. Co prawda, ani jeden z tych „wielkich” nie pokonał swoich przeciwników w I turze, ale Ryszard Grobelny ma najgorzej. Mała różnica do kolejnego konkurenta (Jacka Jaśkowiaka z PO) – ok. 8 proc. – powoduje, że o rozstrzygnięciach w Poznaniu będzie wiadomo dosłownie w ostatniej chwili.

Małe poparcie dla Ryszarda Grobelnego przełożyło się na klęskę jego komitetu wyborczego. Klub radnych prezydenckich – jak zwyczajowo o nich mówi się w Poznaniu – zmniejszył się z 7 do 3 (!) i z rady wypadli najbardziej znani i pracowici, jak Wojciech Wośkowiak czy Norbert Napieraj. Komitet prezydencki, który startował do Sejmiku Województwa Wielkopolskiego w ogóle nie przekroczył progu wyborczego.

Co się stało? Moim zdaniem zaważyło kilka czynników.

Po pierwsze: w Poznaniu narasta opór wobec prezydenckiej polityki przestrzennej preferującej deweloperów. Liczni społecznicy, analitycy, radni, a nawet politycy lokalni od dłuższego czasu zwracają uwagę na potrzebę wyraźnego zahamowania presji na obszary, które powinny podlegać ochronie. Tegoroczne spory wokół Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta między zwolennikami większej ochrony terenów zielonych a zwolennikami „większej zabudowy” nie były pierwszym starciem na tej płaszczyźnie, ale tym razem za głośnymi postulatami „strony społecznej” poszły konkretne deklaracje … wyborcze, bo społecznicy wystartowali w wyborach.

Po drugie: Ryszard Grobelny kreując się na konserwatystę wszedł w nieswoje buty, mówiąc najbardziej obrazowo. Właśnie jego oskarżono o uległość wobec miejscowych biskupów, gdy odwoływano kontrowersyjny spektakl teatralny „Golgota Picnic”. Z niezrozumieniem została przyjęta jego deklaracja, że zorganizuje mszę świętą dla wszystkich poznańskich uczelni na rozpoczęcie roku akademickiego. Momentalnie przypomniano mu wycofanie się w sporze z Kurią Archidiecezjalną wokół zawłaszczenia przez Kościół budynku jednego z poznańskich liceów.

Po trzecie: Ryszard Grobelny wystawiając swój komitet wyborczy do sejmiku postawił się w roli imperatora, który nie dość, że chce wygrać w Poznaniu, to dodatkowo chce wpływać na politykę samorządu wojewódzkiego. To się nie spodobało. Poznań nie jest lubiany w Wielkopolsce. Co chwila pojawiają się oskarżenia o dominację w regionie. Imperatorską politykę rozpoczął pierwszy prezydent wolnego Poznania, Wojciech Szczęsny Kaczmarek, a Ryszard Grobelny tej tendencji nie zmienił i nawet niespecjalnie się starał zmienić. Nawet współpraca metropolitarna nie odbywa się bez problemów. Ryszard Grobelny popełnił ten sam błąd prezydenta Wrocławia sprzed lat i co gorsza, tamto przykre doświadczenie nie było dla niego żadnym ostrzeżeniem.

Można do tego zestawu dołożyć widoczną, mimo publicznego narzekania, tendencję do preferowania komitetów politycznych – komitet „Teraz Wielkopolska” kreował się na apolityczny, społeczny komitet, co przy typowo społecznych komitetach, jak Prawo do Miasta, nie wypadało dość wiarygodnie.

Najbliższe dwa tygodnie w Poznaniu oznaczają wielką walkę o głosy wyborców – tych, co głosowali na inne listy, ale i tych, którzy do wyborów nie szli w ogóle. Czy w takich warunkach debata o sprawach miasta bez populizmu jest w ogóle możliwa?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo