Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
281
BLOG

Po co ta ekologia?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Zdaję sobie sprawę, że stawiając takie pytanie narażam się na zarzut, że przecież już wszystko wiadomo: przeciwnicy ekologii wiedzą swoje, a stawienia takich pytań zwolennikom jest stratą czasu. I tak, i nie.

Na takie pytanie zdarza mi się odpowiadać wiele razy i próbę tę podejmuję zawsze, gdy podczas różnych wędrówek widzę, jak bezmyślnie dewastuje się środowisko. Narzekanie na ekologów pokazujących skalę zniszczeń, Unię Europejską nakazującą wprowadzanie prośrodowiskowych norm i Bóg raczy wiedzieć kogo tam jeszcze na niewiele się zda – sami musimy zrozumieć potrzebę ochrony środowiska i dostrzec w ekologii ochronę środowiska swojego życia.

Kolejnym pretekstem do takich przemyśleń była wędrówka wakacyjna, która poprowadziła mnie na południe naszego kraju. W jednej z wiosek na południowym wschodzie Polski stanąłem zachwycony wobec faktu, że wodę czerpie się tam ze studni albo pije wprost z kranu. Ten zachwyt bardzo szybko stopniał, gdy idąc po piwo (a jakżeby inaczej w upalne lato?) przechodziłem koło strumyka ciągnącego się przez tę wieś. I co zobaczyłem? Rozkładające się śmieci, opakowania po jogurtach, butelki, stare opakowania po dezodorantach… Z jednej strony cieszymy się z możliwości picia wody z głębi Ziemi, ale z drugiej – niczego złego nie widzimy w zaśmiecaniu strumyków, które gdzieś tam te podziemne zasoby zasilają.

I tak jest ze wszystkim. Nie widzimy zależności między jednym a drugim. Łatwo było społeczeństwu wytłumaczyć szkodliwość toksycznych emisji do powietrza przez duża energetykę i przemysł i przekonać je do konieczności zakładania instalacji wychwytujących szkodliwe gazy i pyły. Jednocześnie zaś sporym kłopotem wydaje się przekonanie wielu Polaków mieszkających w dzielnicach domków jednorodzinnych, by przestali palić śmieciami w domowych kotłowniach, by nie emitowali szkodliwych, legendarnych już dioksyn i furanów, bo szkodzą sami sobie!

Niewiele sobie robimy z planów zabudowy przez deweloperów obszarów miast, które do takiej zabudowy się nie nadają – zabudowa bez analiz wpływu na sieć hydrologiczną częstokroć skutkuje wielkimi podtopieniami w centrach miasta i zalewaniem ulic. Zresztą wydzielanie obszarów inwestycyjnych w naszych gminach w wielu wypadkach dotyczy terenów zalewowych. Częstokroć skutki powodzi w Polsce byłyby zdecydowanie mniejsze, gdyby nie to, że zalewało całe osiedla zlokalizowane w miejscach nienadających się do zabudowy.

Najłatwiej chyba „potrzebę ekologii” wytłumaczyć na przykładzie oszczędzania energii. Tam rachunek jest prosty: mniej zużywasz energii, mniej płacisz.

Ale ekonomicznie można wytłumaczyć właściwie wszystko: czym bardziej czysta woda, tym mniejszy koszt jej oczyszczania i uzdatniania; im czystsze powietrze, tym mniejsze nakłady na ochronę zdrowia (kto pamięta raport OECD sprzed paru lat dowodzący, że 2-3 % procent chorób na świecie ma swoje źródło w zanieczyszczonym środowisku?) i mniejsze nakłady na renowację budynków; im czystsze lasy i jeziora, tym bardziej wzrasta komfort naszego letniego wypoczynku, a gminy zwiększają atrakcyjność inwestycyjną…

Nawet w powszechnie obśmiewanych i krytykowanych próbach wprowadzania w Polsce kompleksowych systemów gospodarki odpadami jest głęboki sens. Dziś już żadne racje nie przemawiają za budowaniem bezsensownych składowisk odpadów, które bezsensownie zajmują przestrzeń – znacznie lepiej wykorzystać ją na cele publiczne w inny sposób: budowę ośrodków sportowych, rekreacyjnych, czy nawet na cele zabudowy mieszkaniowej. Jaki sens jest wiązać olbrzymie pieniądze na budowę i eksploatację wysypisk, skoro można je przeznaczyć do budowę nowoczesnych systemów gospodarki odpadami, na odzysk, segregację i recykling, ale i na odzysk energii w spalarniach? Spalarnie to instalacje, które w nowoczesnych systemach zmniejszają odsetek odpadów kierowanych na składowiska i umożliwiają wprowadzenie do sieci cieplnej lub elektrycznej dodatkowych mocy energetycznych.

Mam taką nadzieję że świadomych trucicieli środowiska jest w Polsce w miarę mało. Gorzej jednak, gdy zarządzają dużą jednostką (np. zakładem przemysłowym), bo wtedy skala ich niszczycielskiej działalności jest bardzo duża.

Jednak trucie środowiska to nie tylko – a może zwłaszcza nie tylko – sprawa przemysłu i energetyki, ale kwestia pozostająca w decyzji każdego z nas, mieszkańców miast i wiosek, pracowników sektora bankowego, menedżerów, robotników, pracowników sektora IT, nauczycieli i urzędników. Czyli wszystkich użytkowników środowiska. To my, wędrując po letnich czy wiosennych szlakach decydujemy o tym, w jakim stopniu pozostawiamy miejsce swojego pobytu na plaży nad morzem lub nad jeziorem. To my wówczas decydujemy, czy będziemy myć samochody na leśnej polanie nad rzeczką, czy poczekamy z tym do powrotu do miasta i zechcemy wyłożyć kilkanaście złotych na mycie auta w specjalnie przygotowanych do tego miejscach. To my budując swoje domy decydujemy czy dołączamy się do sieci kanalizacyjnej, czy ścieki wypuszczamy wprost do ziemi. To my podczas wakacji, zamieszkując domki letniskowe, decydujemy czy spuszczamy ścieki z do pobliskiego rowu, albo pływając na żaglówkach lub innych łodziach – zrzucamy je wprost do jeziora czy czekamy z tym do momentu wpłynięcia do portu i opróżnienia ich przy specjalnych stanowiskach. To w końcu my codziennie, w każdym miejscu decydujemy, czy śmieci z biwakowania wyrzucamy nad jeziorem, do górskiej rzeki, czy papierki i zużyte puszki schowamy do kieszeni lub plecaka i wyrzucamy potem do kosza.

Nie ma wyimaginowanych „trucicieli środowiska”. To każdy z nas stawia się w takiej sytuacji i wybiera rolę świadomego nieszkodliwego turysty lub postawę głupka kierującego się myślą „mnie tu za chwilę nie będzie, niech się martwią inni”.

Dyby więc krótko odpowiedzieć na tytułowe pytanie można to zrobić tak: „Po co ta ekologia? Dla nas samych”.

 

 

 

Tekst ukazał się także we wrześniowym numerze miesięcznika "Przegląd Komunalny"

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości