Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
297
BLOG

Tymon Tymański i jego AD HD

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Kultura Obserwuj notkę 2

Wydawnictwo Literackie ma szczęście do Rafała Księżyka, a Rafał Księżyk ma szczęście do rozmówców. Był Tomasz Stańko, był Robert Brylewski ze swoim znakomitym „Kryzysem w Babilonie”, jest Tymon Tymański i jego „AD HD” – ewidentne, mówiąc szczerze, odzwierciedlenie zawartości książki i charakteru głównego bohatera.

 

Powiedzieć, że autobiografia Tymańskiego to historia trójmiejskiego środowiska artystycznego, jego zmian i rozwoju, to mało powiedzieć. Opowieść Tymańskiego to niezwykła narracja o swoim życiu i historii wielu środowisk, w których wzrastał, ale też jednocześnie opowieść o wpływie tych ludzi i zjawisk na jego prywatne życie. Ma Tymon wielki łeb do nazwisk, utworów i tytułów i przerzuca nimi bez większego problemu.

Czy to określa całą zawartość tej opowieści? Absolutnie nie! Tymon Tymański jest kojarzony z jego głośnym romansem z córką Roberta Brylewskiego, o czym zresztą pisze otwarcie w „AD HD” („Zauważyłam dziwną minę Grabaża i wielu innych kolegów. ‘Co mała Brylewska robi na kolanach tego typa?’”), czy też z jego konferansjerki w Roxy, a obecnie Rock Radiu. Ale zjawisko pt. Tymon Tymański jest znacznie szersze i głębsze.

Mało kto kojarzy, ale to właśnie Tymański jest twórcą pojęcia „yass” na określenie muzyki jednej z jego formacji. „Chodziło o to, żeby się odciąć. Jazz lat osiemdziesiątych był dla nas synonimem artystycznego upadku. […] Słowo ‘jazz’ przywodziło na myśl smętny świat gastronomii i ZSMP-owskich klubików, w których korpulentni, wyłysiali brodacze grali dla pięciu krótkowzrocznych fanów. Mnie napędzały futuryzm, i dada, mit beatników, amerykański i europejski free jazz, punkt rock i nowa fala. […] Słowo ‘jass’ tudzież ‘yass’ kojarzyło się dość jednoznacznie, a zarazem odświeżało zakurzony idiom. Było też na tyle pojemne, że umożliwiało wrzucenie do jednego worka naszych fascynacji punk rokiem i nową falą, avant rockiem tudzież niepokorną klasyką z kręgu Ivesa, Varesa’a, Nancarrowa czy dodekafoników”.

Wyszukane słownictwo, zauważalne w tym fragmencie, to zresztą jedna z rzucających się cech tej powieści. Pojęcia „juwenilność” czy „sowizdrzał” w różnych odmianach pojawiają się dość często.

Narracja Tymańskiego to lekka opowieść o znajomości z Pawłem Konjo Konnackiem, Jackiem Olterem i Leszkiem Możdżerem, Tomaszem Stańko i Olafem Deriglassofem, ale czasami przekształca się w głęboką opowieść o ludziach, środowiskach, w których żył, zespołach, z którymi grał. Jest ona tak barwna, że czytelnik ma wrażenie, jakby sam w ich życiu uczestniczył. Podziela radości, ale i udzielają mu się smutki i dramaty tej opowieści.

Tymon Tymański to muzyk wielu formacji – m.in. Miłości, Kur, Trupy, P.O.L.O.V.I.R.U.S.-a, Masła, Czasu, Dyliżansu i Pogan. Z nich wszystkich bardziej rozpoznawalna może być w tej chwili Miłość ze względu na film, o którym było głośno w połowie 2013r. Z tą nazwą wiąże się śmieszna historia, kiedy to nawiązując do nazwy ktoś rzekł, że „to nie miłość, to pierdolenie”. Tymon ma na to prostą odpowiedź: „Wcale mi to zresztą nie przeszkadzało. Miłość to również pierdolenie. A pierdolić trzeba umieć, bo inaczej tylko się ciupcia”.

Życie Tymona to bieganie po falach, to wskakiwanie na czoło fali, ale i opadanie. I gdy w pewnym momencie mówi, że przeszedł do czwartej ligi tworząc The Transistors, przypomniało mi się zdziwienie publiczności, która dojrzała ich na maleńkiej scenie Red Bulla w Jarocinie.

Sam o sobie mówi tak: „Oczywiście jestem fanem absurdu, dziwactwa, patafizyki, ale bywa tak, że koturnowa forma pozwala trochę ściemnić, przykamuflować, zatuszować. Grunge, czyli właściwie na nowo pojęty punk, pozwolił mi zedrzeć kolejną warstwę skóry. Stąd miana języka i wybór prostoty, która do dziś mi towarzyszy. Można powiedzieć, że od kilkudziesięciu lat studiuję formę piosenkową. Komplikacja przywiodła mnie do prostoty, ale ostatnio ta sama prostota zaczyna mnie nużyć. Kto wie czy niedługo nie wrócę do dziwaczenia? […] Tym, co mnie odstręcza od wejścia w show-biznes pełną gębą, tak jak zrobił to Maciek Maleńczuk, jest wrażenie, że tam większość rzeczy jest chujowa i nieprawdziwa. Nie wierzę w estradę, nie wierzę w gwiazdorstwo. Wierzę w prawdę, ale ona jest mało komercyjna, a poza tym ma dziwną cechę – wymyka się, ucieka. Robię tak zwaną karierę na pół gwizdka, bo bywam próżny jak każdy człowiek, bo potrzebuję pieniędzy, by utrzymać rodzinę, ale fakt, że jestem zwykłym kolesiem, że praktykuję zen, sprawia, iż moje działania medialno-estradowe są od początku nacechowane pewnym cudzysłowem, dystansem, absmakiem. Cierpię na rozdwojenie, które polega na tym, że robię coś, co wymaga bycia medialnym, sprzedawania się i kompromisu, a równocześnie totalnie w to nie wierzę. Owszem, interesuje mnie sztuka, działanie, wyrażanie siebie, zdzieranie skóry do momentu, w którym może nic już nie zostanie. Ale zawsze bardziej zależało mi na tworzeniu zajebistych rzeczy niż na byciu sławnym”.

W książce są opowieści do śmiechu (np. o sikaniu do umywalek), do zadumy (np. o otwieraniu się na filozofię buddyjską i taoistyczną), ale i opowieści przejmujące. Ta najbardziej przejmująca dotyczy śmierci Jacka Oltera – może dlatego, że opowiada ją fragmentami jakby od niechcenia, może dlatego że towarzyszy ona przez dużą część książki. To nie tylko opowieść o jego samobójczej śmierci, ale historia stopniowego odchodzenia z życia…

Tymański to również… filmowiec. W kilku miejscach opisuje ten film, proces jego tworzenia i wprost określa jego przesłanie: „Obraziło się na nasze ‘Polskie gówno’ sporo ludzi. Prezydent Bydgoszczy, pan poseł PiS z Kołobrzegu. Idea od początku podobała się Wojtkowi Smarzowskiemu oraz Andrzejowi Żuławskiemu, który zapytał: ‘Czy to będzie gówno bez wykropkowania? Jeśli tak, to szacunek. Tutaj nie można inaczej’. To prawda. Bo ’Polska to ani to, ani sio’, jak pisał Stanisław Dygat. Wymyka się kategoryzacji. Góry złota i kopce gówna. Mnóstwo czystego altruizmu i sporo antysemityzmu, mnóstwo bohaterstwa i sporo nieudacznictwa, mnóstwo mądrości i sporo głupstwa. Dlatego trzeba głośno, dobitnie mówić o polskim gównie – z miłości do naszego kraju. Z potrzeby nazywania rzeczy po imieniu, bo przecież na ludzkość od zawsze składa się gówno i złoto”.

Do polityki Tymański ma podejście, jak większość muzyków – taktuje ją z obrzydliwym dystansem. Mówi m.in. tak: „Nie znam się na polityce, nie wchodzę w nią za głęboko. Myślę, że gros polityków polskim sejmie zajmuje się głownie wyglądaniem, wystawnym żarciem, chlaniem, ćpaniem koksu, konsumowaniem dziwek w majonezie, lataniem samolotami, sprawdzaniem kont, spaniem i dłubaniem dużym palcem w bucie. Ci ludzie mają wszystko w dupie i są siebie warci. […] Zbytnie interesowanie się polityką jest stratą czasu –  myślę, że wielu ludzi rozczarowało się podobnie jak ja. Niech siwogłowi walczą sobie o władzę, gazety żółkną dużo szybciej niż strony książek. Historia i czas pokażą, że aktualnie nie dzieje się nic ważnego, więc zajmijmy się swoim życiem, rodzinami, kulturą, sztuką, rozrywką. Chuj w  dupę polityce i jej oślizgłym giermkom”.

Duży udział w barwności opowieści Tymańskiego ma Rafał Księżyk, który rozmowę z nimi prowadzi. Po rozmowach z Brylewskim, którą czytałem i Stańką, o której słyszałem, wydawałoby się, że to nic nadzwyczajnego poprowadzić kolejną ciekawą rozmowę. A jednak „AD HD” jest inne od poprzednich.

Gdyby próbować określić zawartość tej książki jednym słowem, to mogłoby to brzmieć tak: historia jego nieposkładanego życia i prób ułożenia wewnętrznego spokoju w buddyzmie zen.

Stawiam tę książkę na półce obok rewelacyjnej autobiografii Grabaża „Gościu. Auto-Bio-Grabaż” i biografii Brylewskiego – o których również w swej książce pisze Tymański.

 

Tymon Tymański. Autobiografia. AD HD.

Wydawnictwo Literackie 2013

 

 

 

Tekst ukazał się też w numerze 4 magazynu Cafe Sztok (www.issuu.com/cafe.sztok)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura