Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
238
BLOG

Komu służy zamieszanie wokół "deklaracji wiary"?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

Rozumiem, że ludzkie postawy i decyzje mogą wynikać z przekonań religijnych i ideowych; rozumiem, że są ludzie, którzy nie chcą zabijania innych ludzi pod przykrywką eutanazji lub aborcji. I szanuję to. Stąd też niespecjalnie dziwi mnie, że są tacy, którzy podpisali tzw. lekarską deklarację wiary.

Nie bardzo jednak wiem, jaki był sens ustanawiania specjalnej deklaracji, skoro dzisiaj lekarze – tak mi się przynajmniej wydaje – mogą odmówić uczestnictwa w przeprowadzeniu np. aborcji na podstawie „klauzuli sumienia”.

Sama deklaracja dość ryzykownie wrzuca do jednego wora aborcję, eutanazję, in vitro, antykoncepcję i podobne sprawy. Jeśli bowiem aborcja jest zła z definicji, to jednak z in vitro nie jest już tak jednoznacznie źle. Osobiście znam małżeństwo gorliwych katolików, które poddało się procedurze in vitro po konsultacji ze swoim … księdzem proboszczem. I uzyskała jego wyraźne błogosławieństwo. Nie bardzo też wiem, jak mam odnosić się do wypowiedzi jednego z dominikanów, który miał uznać transplantację za coś złego. I nie bardzo wiem, co jeszcze zostanie uznane za złe w świetle katolickiego nauczania. I jak to się będzie miało do spraw leczenia.

W samej deklaracji jest m.in. zdanie: „… moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga”. Jeśliby dosłownie traktować ten fragment deklaracji, to okazałoby się, że lekarze nie są w ogóle potrzebni, a ich działalność jest wręcz aktem wrogości wobec Boga. Autorzy deklaracji poszli zresztą prostą drogą wytyczoną przez Świadków Jehowy, którzy ze względów religijnych też nie godzą się na pewne zabiegi medyczne.

Właśnie takiej pompatyczności i przesady obawiam się w całej tej sprawie. Z jednej strony znajdą się tacy, którzy będą prowadzić (właściwie już prowadzą) zmasowaną kampanię ośmieszania deklaracji i jej sygnatariuszy; z drugiej zaś ci, którzy ją podpisali będą się uznawać za lepszych, bo bardziej bogobojnych. Zresztą obrońcy deklaracji już przybrali syndrom otoczonej wieży.

Ci, którzy chcą dokonać aborcji doskonale wiedzą do kogo się udać lub dokąd wyjechać i im informacja o lekarzach, którzy się z tym nie zgadzają do niczego nie jest potrzebna. Ci z lekarzy, którzy chcą pokazać swoje przywiązanie do wartości chrześcijańskich też doskonale są znani i specjalne deklaracje niczego nowego nie odkrywają.

Sądzę, że swoją deklarację wiary każdy z katolików składa przed Bogiem w domu lub kościele, a ta akcja z podpisami lekarzy stała się idealnym narzędziem okładania się ideologicznymi sztachetami. Autorzy musieli wiedzieć, że deklaracja zostanie wykorzystana jako oręż z walce politycznej. I muszą wiedzieć, że zasiali w społeczeństwie kolejny konflikt, który jest całkowicie niepotrzebny. Czemu ma służyć? Czy obecne czasy wymagają męczeńskich deklaracji wiary? Czy wiara katolicka jest w Polsce zagrożona? Przez kogo? Może warto zadać pytanie zasadnicze: komu służy zamieszanie wokół deklaracji wiary?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo