Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
530
BLOG

Czy jest za co przepraszać Indian?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Polityka Obserwuj notkę 11

Jedną z form relacji międzyludzkich są przeprosiny. Dotyczy to zwykłych kontaktów między ludźmi, ale jest to też element języka dyplomatycznego. Przepraszają przywódcy państw, liderzy środowisk politycznych i religijnych. Swego czasu o wybaczenie prosili – i sami przepraszali – polscy biskupi. Nie ma w takich gestach niczego dziwnego. Za każdym razem zdarzają się jednak wyrazy oburzenia („to skandal tak przepraszać”), albo kontrdeklaracje („nie ma powodów, by przepraszać”), albo kpiny.

Przykładem tej ostatniej postawy jest tekst Dominika Zdorta, który w felietonie „Magiczne słowo” („Rzeczpospolita”, 7-8 grudnia 2013) nieco tę zasadę wykpiwa, chociaż sam przyznaje: „Warto przepraszać. To ładny gest. Łagodzi stosunki między ludźmi i jest przejawem dobrego wychowania. Zwłaszcza jeśli przeprosiny są szczere. I uzasadnione”. Jednak w kilku wypadkach tę zasadność kwestionuje, podważa i drwi: „Tak, bądźmy dla siebie mili i kulturalni. Przepraszajmy za siebie i za innych, niezależnie od tego, czy jest w tym choć odrobina sensu i czy ktoś nas do takiego gestu upoważnił. Prezydent Aleksander Kwaśniewski – jak pamiętamy – przepraszał Żydów w imieniu Polaków za zbrodnię w Jedwabnem. Kanadyjski premier Stephen Harper w imieniu XVI-wiecznych kolonizatorów przepraszał Indian, że siłą obdarzyli ich przywilejami zachodniej cywilizacji (w tym także higieną i edukacją…)”.

Ku rozczarowaniu wielu nie będę tu pisał o „kwestii Jedwabnego”, ale skupię się „kwestii kanadyjskiej”. Nie bardzo wiem, co na myśli miał redaktor Zdort szydząc z przeprosin Harpera (który nie jest bez winy, bo to jego zaniedbania albo świadomie złe decyzje w stosunku do tubylców stały się na przełomie 2012/2013 zarzewiem trwających do dzisiaj protestów Indian i nie-Indian pod nazwą Idle No More! Dość bierności!); nie bardzo wiem jak on postrzega wdrażanie „cywilizacyjnych przywilejów” w Kanadzie i co poza higieną i edukacją miał na myśli.

O eksterminacyjnej polityce USA i Kanady względem Indian pisałem już wiele razy, więc nie będę tym razem przypominał o tym wszystkim, ale skupię się na owej, przywołanej przed redaktora Zdorta,  edukacji. Prawda jest taka, że owa dobrotliwa, jak rozumiem, edukacja stała się przyczyną … śmierci przeszło 50 tysięcy indiańskich dzieci z różnych plemion! Ujawnił to między innymi Kevin Annett, były pastor protestancki ze Zjednoczonego Kościoła Kanady, który napisał książkę (Hidden from History: The Canadian Holocaust”, Ukryta historia: Kanadyjski Holocaust). O książce obszernie pisał tygodnik „Przegląd” w 2013r.

Owa dobrotliwa edukacja, którą obejmowano podbitych Indian, była zasadzona na pogardzie dla nich, przekonaniu o niższości indiańskich ras oraz potrzebie ich „oświecenia”. Była elementem eksterminacji Indian poprzez rozbijanie rodzin, polegała na odbieraniu im dzieci i umieszczaniu ich w internatach. Wmuszano dzieciom przekonanie, że jedynie „biała” cywilizacja jest sposobnością do lepszego życia i – w dalszej kolejności – drogą zbawienia wiecznego. Dzieciom obcinano długie włosy, odbierano im wszystkie plemienne pamiątki, odziewano w europejskie stroje, zakazywano używania rodzimych języków plemiennych i rugowano jakiekolwiek objawy indiańskiej duchowości.

Dzieci młodzież była poddawana przemocy fizycznej – bito je i okaleczano, oszczędzano na opiece zdrowotnej i skąpiono pożywienia. Nierzadko indiańscy uczniowie padali ofiarami przemocy seksualnej.

Proceder siłowego zamykania w internatach chrześcijańskich szkół (protestanckich, katolickich, anglikańskich) trwał przez cały XVIII i XIX w., a ostatnie takie szkoły – zdaniem Annetty – zamykano na początku lat 90. XX w. , choć może w ostatnich latach nie było aż takich dramatycznych przypadków…

Dyskusję na ten temat wywołali sami Indianie z kanadyjskiego Zgromadzenia Pierwszych Narodów (Assembly od First Nations) w 1990r. Ujawnili się pierwsi świadkowie tych wydarzeń, spisywane były liczne świadectwa odrażających praktyk w internatach i „indiańskich” szkołach, a w 1998r. na forum ONZ pojawił się postulat zbadania owego kanadyjskiego bezprawia.

Pod naciskiem indiańskich środowisk, nieindiańskich organizacji praw człowieka i znacznej części kanadyjskiej opinii publicznej kilka instytucji rządowych wzięło na siebie odpowiedzialność za i udowodnione nieprawidłowości i zbrodnie. Przepraszał nie tylko Harper, ale i katolicki papież Benedykt XVI.

Nie powiem, Indianie bardzo chętnie korzystają z tych dóbr cywilizacyjnych, które ułatwiają im dzisiaj życie, jeżdżą samochodami, korzystają z telefonów komórkowych, kanalizacji sanitarnej i współczesnych szpitali. Nie są – jakby chciał redaktor Zdort – jakimiś zacofanymi brudasami, którym tak bardzo potrzebna jest edukacja i higiena w jego rozumieniu. Owszem, dzisiaj sami Indianie prowadzą szkoły – tam też uczą zasad przystosowania się do współczesnej anglosaskiej cywilizacji, ale jednocześnie uczą szacunku do Ziemi, do innych ludzi, kultywują plemienne tradycje, języki i indiańską duchowość.

Dobrze by było, gdyby redaktor Zdort pisząc w przyszłości o Indianach sięgnął do licznych wydawnictw w języku polskim, do filmów, czy najprościej do internetu. I by pomyślał, że Indianie to nie cepelia, ale żyjący ludzie. I że im też należy się szacunek i – jak trzeba – to przeprosiny.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka