Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
465
BLOG

Czy czeka nas "węgierska powtórka"?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Gospodarka Obserwuj notkę 0

Zdążyliśmy już zapomnieć o groźnej katastrofie przemysłowej na Węgrzech, która spowodowała śmierć ludzi i ogromne zniszczenia. Taka jest natura współczesnego świata – tracimy z pola widzenia te zagadnienia, o których zapominają media.

Nie oznacza to jednak, że temat przestał być ważny i aktualny. Ktoś, kto dokładnie wsłuchiwał się w relacje o ‘katastrofie ekologicznej” na Węgrzech wie, że nie było to żadne nadzwyczajne zdarzenie, a efekt zaniedbań i świadomego lekceważenia.
 
Ogrom zniszczeń, jakie spowodowały głupie oszczędności na zabezpieczenie składowiska jest niewyobrażalny. Oglądając obrazki z Węgier nachodzi refleksja, co jeszcze musiałoby się stać, by opinia publiczna zaczęła kategorycznie domagać się zwiększenia bezpieczeństwa ekologicznego w swoim kraju i gminach?
 
Tym bardziej, że omawiany przypadek nie jest tylko charakterystyczny tylko dla Węgier, ale i dla wszystkich krajów i samorządów, które podobne problemy po prostu lekceważą.
 
Swego czasu Newsweek ogłosił listę kilku miejsc, stanowiących potencjalne zagrożenie dla środowiska i ludzi. Wszystkie one to instalacje i miejsca wykorzystywane przemysłowo. Tarnowskie Góry to składowisko po zakładach chemicznych stanowiące zagrożenie dla wód gruntowych i ujęć wody dla śląskich miast. Składowisko odpadów chemicznych w Jaworzanie zostało uznane przez tzw. Komisję Ochrony Bałtyku, jako jedno z najgroźniejszych źródeł potencjalnego zatrucia Bałtyku. Koło Katowic znajduje się składowisko ze 150 tys. szlamu z zawartością metali ciężkich, co stanowi potencjalne zagrożenie dla kilku miast śląskich z Katowicami na czele. W Czechowicach-Dziedzicach znajduje się z kolei – na terenie rafinerii – zlewisko substancji ropopochodnych zagrażające ujęciom wody dla kilku miast. W Gorlicach nie do końca zrekultywowane składowisko substancji ropopochodnych w przypadku ulewnych deszczy może „wypłynąć”. Zakłady przemysłowe w Świeciu nad Wisłą posiadają zbiornik z dużą ilością żrących ługów, co może w przypadku awarii skazić kilkadziesiąt kilometrów tej rzeki. Znane Police to miejsca składowania odpadów z zakładów chemicznych i paliwa rakietowego – zagraża to wprost Bałtykowi. Zagrożenie dla ujęć wody pitnej dla Dębicy, Stalowej Woli i Rzeszowa stanowią zbiorniki z metalami ciężkimi w Stalowej Woli. Z kolei w Żelaznym Moście znajduje się gigantyczny rezerwuar, w którym podobnie jak na Węgrzech są składowane odpady po oczyszczaniu rud metalu. Kierownictwo zakładu zapewnia, że nic się stamtąd nie wyleje. Na Węgrzech uspokajano podobnie…
 
Oczywiście każde z tych składowisk i wylewisk powstawało w czasach, w których o ekologii w Polsce nie mówił nikt. Spodziewam się także, że w momencie, gdy zwiększała się świadomość ekologiczna społeczeństwa i decydentów, zwiększane były stany zabezpieczenia tych miejsc.
 
Jednak mini-raport Newsweeka nie pozostawia złudzeń: każda awaria, czy niekontrolowany wyciek to zagrożenie dla kilkuset tysięcy, a nawet milionów ludzi, o szkodach w środowisku już nie wspominając.
 
Po raz kolejny uświadamiamy sobie, że ochrona środowiska to nie fanaberia wąskiego grona przyrodników i naukowców, ale pewna dziejowa konieczność zapewniająca ochronę i środowisku przyrodniczemu, i naszemu otoczeniu – środowisku naszego życia i pracy. Czym szybciej to zrozumiemy, tym szybciej zaczniemy traktować sprawy ekologii poważnie, bez ideologicznego zadęcia.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka